500nm

Start   19 września 2021 o godz. 12:00

Archiwum: październik 2012

Relacja z pokładu s/y QUICK LIVENER

22 października 2012

Dla mnie wszystko zaczęło się dość niewinnie – siedziałem z Krystianem na jego jachcie Sunrise w Marinie Gdańsk, gdzie usuwali usterki po SailBook Cup 2012. Wspominaliśmy uroki długodystansowych regat, a Krystian nadmienił, że jeszcze w tym roku musi zrobić 500 Mm samotnie, aby uzyskać bilet na OSTAR 2013. Oczywiście jak to ja, rzuciłem, że też bym chciał spróbować (choć myślałem o wersji z ułatwieniami np. z zawinięciem do Visby, 20-sto godzinnym snem, bez omijania Gotlandii, i dopiero potem wspólny powrót). No bo jak – ja, powszechnie znany ze słabości do Morfeusza, w taką trasę? Załogowo było ciężko, a sam? NIE! Jestem zdecydowanie za słaby).

Krystian, razem z Radkiem Kowalczykiem, czyli OceanTEAM uznali, że warto zrobić z tego pomysłu regaty (co nieśmiało potwierdziłem, bo jak tu się przyznać, że myślałem o wersji uproszczonej?). I jakoś tak Krystian stwierdził, że co tam regaty – zrobimy BITWĘ!!! Pokażemy wam z „Bliskiego Wschodu” jak pływają prawdziwi żeglarze na Zachodzie. Wtedy automatycznie zapomniałem o planowanych ułatwieniach i swoich słabościach. Chce bitwy, to będzie ją miał!
Miesiąc przed byłem pełen obaw, co mam zrobić ze snem? Kapitan z s/y Słoni wysłuchawszy moich obaw, powiedział „jeśli masz najmniejsze obawy nie płyń!”. Ale machina OceanTEAM ruszyła… Zatrzymać tych zarażających swoim zapałem szaleńców? Nie da rady!
W duchu pocieszałem się, że ukończenie tej trasy da mi pełną satysfakcję. Czasem przebąkiwałem, że jeśli nie dam rady, to stanę na kotwicy, odeśpię, i ruszę dalej; że może to trwać nawet 10 dni ale chcę osiągnąć cel – HONOROWO pokonać całą trasę! (zresztą Gutek rok temu też był drugi, a w tym roku startuje w Vendée Globe…)

 WIELKA ŻEGLARSKA BITWA O GOTLAND wypadła znakomicie! To nie to samo, co kolejne regaty, nie miała znaczenia odległość, to coś zupełnie innego– po prostu Bitwa, Wojna, w którą tak się wkręciłem, że…

Dzień I

Mijają kolejne tygodnie i w końcu o 8.45 cumuję przy Baszcie Łabędź, na oficjalne pożegnanie. Podchodzi do mnie pan Andrzej Szrubkowski, zajmujący się w Teamie Wschodnim pogodą, który twarz ma zawsze poważną ale w tym momencie minę zupełnie nietęgą; patrzy mi w oczy i mówi „trzeba to przełożyć”. Ja na to „ale jak? Czemu? Co się stało? Wczoraj rozmawialiśmy i wszystko było ok, a dziś co?” Pan Andrzej odpowiedział: „Pogoda na Bałtyku o tej porze jest jak ruletka – idą dwa cyklony, pierwszy może przejdziesz, drugiego już nie!”.

O godzinie 9.00 na uroczystość przybyli: pani Wicemarszałek Województwa Pomorskiego Hanna Zych-Cichoń, prezes POZŻ Bogusław Witkowski, Komandor PKM Piotr Mroczek, przedstawiciele Gminy Puck i Cedry Wielkie wraz z młodzieżą oraz członkowie Teamu; były talizmany i słowa otuchy, wywiady, zdjęcia, wszystko to dla mnie… A ja, otępiały, w głowie tylko cyklon, cyklon… Co miałem zrobić? Stanąć na burcie i powiedzieć OKNO POGODOWE SIĘ ZAMKNEŁO?! Dajcie wszyscy numery telefonów to zaproszę was jeszcze raz? Może jutro, może za miesiąc? Za rok? Talizmany spakowane, Gryf Marszałkowski powiewa walecznie pod sailingiem, najmłodszy nabytek Teamu Wschodniego Alek Czubachowski z Pucka pływający na Laserze, oddaje cumy Quicka; a ja – jak na stracenie… Mijam kolejny przystanek tramwaju wodnego, do staru 2,5 godziny, naradzam się nad tym co robić, by uniknąć drugiego sztormu (później okazało się, że miał siłę 49 węzłów stałą w porywach do 80), dalej w wisielczym nastroju, udając skupionego…

12.05 przecinam linie startu, ekipa ZB na pontonie zawraca, ja zostaje sam i dzwonię do Krystiana. Mówię mu, że się boję i pytam, co robić? (Krystian, po prognozach sprzed dwu dni, o wiatrach do 40 węzłów w szkwałach powiedział „i dobrze! Przynajmniej nie będziemy się męczyć ze spinakerami”). Teraz już nie zgrywa twardziela i przyznaje, że też się obawia. No cóż, jesteśmy w tym razem, a razem – wiadomo – raźniej! Prawda jest taka, że od razu zrobiło mi się lepiej – a więc do boju, jakoś to będzie. Jeszcze tylko 100 ml Danielsa dla Neptuna, oby był przekupny! Kurs prosto na Hel; tajemniczą kopertę z napisem FIRST aid, podarowaną mi przez Żeglarską Sekcję Politechniki Gdańskiej, wrzucam do wodoodpornego worka z dwiema UKF-kami, wodą pitną. Pozostaje jeszcze sztauowanie zbędnych rzeczy.

13.00 VTS Zatoka, prognozy o szkwałach do 55 węzłów.

16.38 Życzenia dla mnie z Radia Gdańsk, mile podnoszą na duchu ale i zobowiązują. Prędkość 7 węzłów i 10 mil do Rozewia.

18.30 Nie mogę zasnąć, a zgodnie z radami Radka Kowalczyka trzeba spać, tak często jak się tylko się da, ale nie dłużej niż 20 min jednorazowo … Średnia prędkość 6,5 węzła.

20.00 Mucha pod pokładem! Czy to uczciwe? Czy to dalej żegluga samotna? Czy mucha wytrzyma? Czy mucha wie o prognozach?!

20.10 Telefon – przygotuj się na uderzenie 40 węzłów, rozkaz obłożenia maksymalnych refów grota i zmiana Geni na foka sztormowego.

21.40 Witowo, płn.-zach. 30-45 węzłów.

23.00 Przy platformie jest zasięg GSM, dzwoni Igor Szrubkowski, pyta czy już się zarefowałem. Planowałem wspiąć się na pełnym zestawie jak najwyżej na zachód, by potem na prawym minąć platformę Petro Baltic od zachodu – przecież to bitwa. Ale posłuchałem, i chwilę później okazało się, że całe szczęście! 15 minut po skończeniu operacji refowania nagły świst, wycie wiatru i przechył jachtu do 70°! Miałem kilkanaście metrów żagla!! Było to najsilniejsze 40 węzłów w moim życiu; nie wiem ile było faktycznie, bo wiatromierz uczciwie ukazuje mi tylko do 20. Mnie to w zupełności wystarcza, jestem z tych, którzy wolą nie wiedzieć… 12° C, deszcz, i tylko pewność, że takiego czegoś jeszcze nie widziałem. Myślę o wycofaniu się na Zatokę i przeczekaniu, ale w końcu to BITWA… Siła wiatru nie pozwala mi więcej odpaść, by ominąć platformę. Nagle nawoływanie jakiejś jednostki przez UKF, najpierw po angielsku, następnie oświetlanie szperaczem, po kilku próbach przechodzą na język polski i okazuje się, że chodzi im o mnie. Ogłaszają nakaz natychmiastowego opuszczenia strefy PB! Na co nieco zirytowany odpowiadam „to wy przykręćcie trochę wiatr, a ja wtedy odpadnę!”. Nic nie zrobili, a ja nie odpadłem. To była dłuuuga noc…

Dzień II

8.30 Telefon do ZB, Kasia stwierdza, że Spot sztormu nie przetrzymał. To prawie tak jak ja, który właśnie tam, gdzieś za platformą, po 14 latach żeglowania odkrywam swoją długość jednostki i fali… Potem drzemki, drzemki po całe 19 minut! Tak zdecydował Navinord, a kara za luksus wydobywająca się z tego małego głośniczka jest ogromna.

13.04 Rozmowa z ZB: Krystian za mną – a więc dobra wiadomość. Bałem się, że sztorm pchnie go do przodu, tym bardziej, że tkwi w nim o dwie godziny dłużej.

14.11 Na pierwszej widzę zarys klifu Gotlandii!!! Pełna para! Wieje połóweczka, więc Genua2, sztormowy i pełen grot. Ciągnąc wzdłuż brzegów Gotlandii, wspominałem wycieczkę skuterami podczas ostatniego pobytu w Visby na SailBook Cup 2012 – wylegiwanie się na burcie, załoga na wachcie, pełnia lata… A teraz wszystko na jednej głowie…

15.00 ZB radzi dalej wspinać się na północ, bo będzie wiało w nos. 167 Mm, średnia prędkość 6 węzłów, 27 godzin ostrej jazdy, mając Krystiana daleko za sobą poczułem się zwycięzcą Gotlandii. Symbolicznie wciągnąłem banderę Marszałka na achtersztagu, bo do masztu z powodu kołysania nie miałem odwagi się wybierać…

16.00 Dobrodziejstwo agregatu i jego 2KW i ciepełko wydobywające się z ogrzewania postojowego. Przy okazji nie mogę się nadziwić nad trafnością decyzji o wyborze obuwia! Buty Henri Lloyd są naprawdę warte swojej ceny. Obszycie skórą jakoś do mnie nie przemawiało ale uległem radom pani Anny G., i był to strzał w dziesiątkę!

16.20 Połóweczka, 20 węzłów, a ja prosto na północ przy średniej prędkości 7 węzłów. Krystian pewnie nie poczuje nawet siły mojego kilwateru!

18.00 Obiadek, cola, rosołek…. Czy może być coś piękniejszego? Czas przypomnieć żołądkowi po co go w sobie noszę od 39 lat. A no i niespodzianka… Mucha żyje! Ciekawi mnie czy ma błędnik?? Skoro płyniemy razem trzeba wymyślić jej jakieś imię. Może Sylwia, jak małżonka króla Karola Gustawa? W końcu kilka godzin temu śladem gdańskich kaprów podbiłem Gotlandię! A co mi tam! Sylwia zostaje pełnoprawnym zdobywcą Gotlandii.

21.00 Ruch jak na Marszałkowskiej… Nie mogę nawet na 19 minut zmrużyć oka. ZB przekazał informacje o warunkach na wybrzeżu, podobno 50 węzłów stałe w porywach do 80!!! A tu zaraz ma odkręcić na północny, więc znowu ulubiona połóweczka. Pozycja N57’32 E017’54.

21.26 Na prawej burcie widzę Blahall i fajerwerki, jak miło! Podbici, a się cieszą ;) Sylwia wydarzenie przespała.

22.00 Na drugiej łuna Visby, fajnie by było… zjeść frytki, wypić piwko. Zero fali, prędkość 3,3 węzła, pierwsze tankowanie agregatu.

23.10 Ruch jeszcze większy :/ Montuję na kosz rufowy stroboskopowe białe światło. Telefon z Kraju, Natalia z Błogodarności składa życzenia od całej załogi i melduje, że stoją w Gdyni przed Błękitną Wstęgą w YK Stal, wieje pełne 55 węzłów. Trzymają kciuki, a więc do boju. Kamerka termowizyjna użyczona na czas BITWY przez Eljacht (czego to ludzie nie wymyślą?) Rewelacja! Czarna noc, a ja oglądam chmury, zafalowanie i przepływające jednostki; pewnie byłaby znakomita do szukania kogoś za burtą… chociaż Sylwię znaleźć mi ciężko

Dzień III

Ciągle oświetlam pokładowym Genuę, bo jakoś nie ufam wachtowym na tej autostradzie, właśnie Antonia leci prosto na mnie. Trudno, wcielam w życie drzemki, bo przecież noc jest nocą, a nocą się śpi. Oczywiście wyłącznie po 19 minut.

04.46 Jest dobrze, cel osiągnięty, bo w obronę pierwszego miejsca do Gdańska raczej nie liczę. Prognozy – wiatr 40 węzłów, zachodni non stop, więc zero szans na strategię, pozostaje wytrzymałość i prędkość konstrukcyjna, a tego już nie przeskoczę. Dlatego w wolnej chwili korzystam ponownie z dobrodziejstw agregatu – ciepło! Jestem gdzieś przy latarni Holss Fiskelage Norsklint, ruch mniejszy, więc sucha bielizna i nura w nowy, cieplutki i wodoodporny śpiworek, czekający na specjalną okazje, podarowany od firmy Małachowski.

7.30  Krystian za mną jakieś 20 mil, mijam północny cypel Fårö prawą burtą i dużym łukiem, bo potrafi być tam wściekłe zafalowanie. Prędkość 6,5 węzła.

 8.30 Zwrot przez rufę i prosto na Hel, jeszcze 211 Mm – teraz już z górki! Sztormowy fok i jeden  ref na grocie, prędkość 7-8 węzłów.

 9.15 Słyszę w radiu Krystiana, on mnie jeszcze nie.

10.15 Na prawej burcie biała latarnia Faro, tu powoli zaczynam żegnać się z pięknem podbitej wyspy.

13.45 Znalazła się mucha, jeszcze większy śpioch niż ja… Do Helu 183 Mm.

15.00 Na pierwszej mam cypel Gotlandii,  siada wiatr. szybki posiłek, czas najwyższy, bo Radek uprzedza o rozbujanej fali po minięciu wyspy 4-5m. Prędkość spadła do 4,5 węzła i daje się we znaki męczące dziobanie w każdą falę.

15.15 Telefon z Radia Gdańsk, kilka minut wywiadu …

17.20 Nie mogę zasnąć, to lekki dyskomfort, bo zaraz zacznie się ruch i przyjdzie odpokutować brak systematycznych drzemek. Do Helu 165 Mm. Prędkość 6 węzłów i ciągłe dziobanie fal. Takielunek Quicka tego nie lubi, podobnie jak mój żołądek. N57’20 E 19’18.

18.43 Pozycja N57’13 E 19’18, widzę piękny zachód słońca potwierdzający zapowiadany sztorm. Jestem wyczerpany, wiatr koło 30 węzłów, wiec na noc pełne zarefowanie, czyli dwa refy na grocie i sztormowy. Prędkość nie spadła, a Quick’owi lżej!

19.30  Służby lądowe potwierdzają stabilność pogody ale ten magiczny zachód Słońca… Kto kłamie? Jutro się okaże.

20.18 Zła wiadomość, nasze AIS się nie widzą, można z tym żyć – tylko czy widzą nas inne statki? Wiatr powoli odkręca na zachodni.

22.44 Postanowiłem wylać za burtę 150 litrów wody, ale po opróżnieniu jednego zbiornika okazało się, że drugi był pusty… więc wody tyle ile w czajniku! Zaczyna być nerwowo, kawa z coli?!

Dzień IV

02.15 Zapowiadane zafalowanie, czarna noc; po tańcu na wierzchołkach i swoim samopoczuciu domyślam się, że fale są słusznych rozmiarów. Ale czego oczy nie widzą… Najgorsze jest to, że mając Krystiana w zasięgu nie mogę się w ogóle skupić na spaniu. Jestem naprawdę padnięty, a tu ciągle ruch, jak w Pruszczu po giełdzie!

9.00 Przespałem drzemkę i dopiero się budzę! Tak musiało się to skończyć. Do Krystiana jakieś 15 mil. Kilka godzin snu i foch na instynkt, który miał być moim zapasowym budzikiem. Zły, zły na samego siebie…  Wychylając się z kajuty ujrzałem jakiś mały statek, który chyba się zainteresował „opuszczonym Quickiem”. Na szczęście międzynarodowe ok! załatwia sprawę.

9.30 Prognozy – pełne 40 z zachodu, a więc dwóch kapitanów, dwa jachty, dwa sztormy i jeden rozszalały Bałtyk. Fala jest strasznie męcząca i mam dosyć,  nawet fajka nie smakuje. I jeszcze ten Sunrise z przodu. Dokładam żagli, ale poza niebezpiecznymi przechyłami prędkość nie wzrasta, średnia 7 węzłów, i efektowne wbijanie się w fale. Wszędzie cieknie, namiar 180°.

11.00 Nie mam apetytu, ale jeść trzeba – nawet na siłę – kolejny posiłek i… sukces! Teraz czas na drzemki 19-tki. Dźwięk wydobywający się z tego malutkiego głośniczka sprawia, że budzę się po 18 minutach i czekam przy włączniku, by oszczędzić bębenki.

14.30 N55’52 E18’53 Próbuję gonić Sunrise’a, ale siła wiatru i zafalowanie nie pozwalają na dokładanie żagli. Prędkość średnia 7-8 węzłów, mokro, leżę i wsłuchuję się w dźwięki wydobywające z  Quick’a. Strasznie męczy mnie to bujanie…

15.04  Obudził mnie inny obcy dźwięk! Statek?! Wylatuję z prędkością F16 na pokład, a tam zwykły grad. Za to „dziady” coraz częściej zaglądają do kokpitu, agregat przykryty, autopilot na wachcie – no to wracam do śpiworka jeszcze na kilka minut..

17.39 Mijam platformę PB, słyszę nawoływania Gwarka, idą do Visby z jeszcze jedną jednostką.

21.00 Wycie wiatru w wantach, samopoczucie średnie. Rozmyślam czy mucha też ma chorobę morską? Bo jeśli tak, to mój pierwszy oficer załapał się w bardzo dygotliwy rejs. 30 Mm do Helu, czarna i straszna noc. Teraz fala w kokpicie wpada co minutę, o spaniu mogę jedynie pomarzyć – statek goni statek…

0.20 Dostaję informację, że Krystian ma awarię! Czyli jest jeszcze szansa! Odpalam Genuę 2 i zostawiam tylko jednego refa na grocie. Trochę za wcześnie, bo łatany bulaj ciągle znajduje się pod wodą, ale teraz już nic nie poradzę. Jedynie 25° do wiatru pozornego pozwala odciążyć takielunek pracujący na granicy wytrzymałości. Do tego jeszcze te skoki z fal…. Ale adrenalina bierze górę! Teraz najtrudniejsze, trzeba posprzątać na dziobie, tylko kogo tam wysłać? Przemknęło mi przez myśl, może Sylwię! Ale… Najważniejsze to wypiąć baby sztag, by nie przeszkadzał na halsówce – szanse na zwycięstwo bardzo nikłe, ale są! To kocham najbardziej! Czuć cień przeciwnika, a nie gonić nieosiągalne marzenia.

Przez pośpiech, a właściwie przez własną głupotę przypłaciłbym życiem… Właśnie tam, nie gdzieś na Bałtyku, a dokładnie pod Helem. Wbrew podstawowej zasadzie, aby zawsze być przypiętym do jachtu (pilnowałem tego przez cały wyścig – w tym celu Jacek Chabowski z Polled II pożyczył mi na BITWĘ specjalne elastyczne wąsy do uprzęży) wypiąłem się. Sunrise prawie pod Helem, ja kilka mil za nim, więc rozpoczynam rozpaczliwą akcję „wszystko na jedną kartę”. Pełznę na dziób, wypinam sztormowego foka, klaruję, w międzyczasie kilkadziesiąt litrów wody wlewa się na koje dziobowe i zabieram się za sztag. Fala z zachodu słusznych rozmiarów, ja zaparty nogami o listwę, dla „bezpieczeństwa” objąłem łokciem profil kosza dziobowego. I tak jedna fala, druga… Spodziewając się szybkiej halsówki wypinam baby sztag, klęcząc walczę z zabezpieczeniem napinacza. Siódma fala z kolei była największa (nakładki fal osiągały sporo ponad 4 metry), pomimo zaparcia stopami i łokciem zjechałem na wysokość masztu. Błysnęło mi w głowie – to koniec… Lecz los zdecydował, że stójka relingu wylądowała między moimi nogami. Ta sama, którą tydzień wcześniej, zerwaną przez inny jacht na regatach w JSG, naprawiłem – w przeciwnym razie BITWA mogłaby się dla mnie zupełnie inaczej potoczyć.

Dalej, brak czasu na prowadzenie dziennika, mijam cypel helski i cała naprzód. Zaczyna się wykorzystywanie każdego szkwaliku, aby zdobyć wysokość i walka z wyczerpaniem. Prędkość 6-7 węzłów na wiatr, fala zatokowa, nerwowe szukanie informacji o mecie (wcześniej jakoś mi to umknęło). Liczy się pierwszy… Podobno Krystian jest tuż przede mną, ale w tej ilości świateł nie jestem w stanie go dostrzec. Jeden długi hals, dwa krótkie zwroty i spotykamy się na boi!!! Radość ale i niedosyt, bo może gdybym więcej męczył Quick’a…  Kolejny raz sprawdza się stara prawda, nie odpuszczać i walczyć do samego końca.

Niesamowita ulga! Jednak dałem radę! Ponton mojego zespołu brzegowego czeka na mnie z gorącą kawą – bezcenne doświadczenie! Na RIB’a załapała się również delegacja z Zachodu. Teraz tylko klar i kierunek Marina Gdańsk, a tam – kolejna niespodzianka. Prezes Witkowski odbierający od nas cumy na naszej gdańskiej ziemi, do tego szampan, kwiaty i uśmiechy życzliwych ludzi. A była 5 nad ranem!

Jestem prostym skromnym żeglarzem i kocham samotną żeglugę, ale bez zwykłej ludzkiej życzliwości nic bym nie zdziałał. Chciałbym podziękować w szczególności mojemu zespołowi brzegowemu w składzie: Kasia Roznerska, Andrzej Szrubkowski, Andrzej Mielicki, Włodziemierz Machnikowski oraz Alkek Czubachowski; za ogromne wsparcie. Wielkie dzięki, jesteście wielcy!
Jako człowiek w podeszłym wieku dawno temu straciłem wiarę w ludzi, lecz w takiej chwili mogę uczciwie i szczerze powiedzieć, że razem można więcej !!!

Jacek Zieliński

s/y Quick Livener

image1

image2

image3

Podsumowanie Bitwy w Radio Szczecin

W niedzielę 21.10.2012 Krystian Szypka i Radek Kowalczyk uczestniczyli w godzinnej audycji na żywo w Radiowej Szkole Pod Żaglami, podczas której dzielili się ze słuchaczami wrażeniami z Bitwy oraz prezentowali plany na rok 2013.

Zapis audycji na stronie http://www.radioszczecin.pl/index.php?idp=5&idx=1559

image1

Relacja z pokładu s/y SUNRISE

11 października 2012

Jest środowa noc, leżę w koi mojego jachtu i nie mogę zasnąć.. To już jutro – mieszanina uczuć w głowie: podniecenie, radość, strach, stres, niepewność.. Uczestnicząc w Wielkiej Żeglarskiej Bitwie o Gotland, nie tylko jak jeden z dwóch głównych aktorów ale także jako współorganizator nie miałem tak naprawdę czasu na emocje związane z samym startem, tak wiele rzeczy do zrobienia, permanentny brak czasu, teraz więc dopiero dociera do mnie przedstartowa fala emocji.

Rano goście, media, odprawa z Radkiem Kowalczykiem, pożegnanie przyjaciół na kei i w drogę. Warunki startu fatalne: gęsty deszcz, bardzo słaby wiatr z południowych kierunków. Start punktualny i niespóźniony, dokładnie o 12.00 asystujący mi jacht z obserwatorami sędziowskimi potwierdza start czysty. Stawiam dużego spinakera i … prawie stoję w miejscu w strugach deszczu. Po chwili „rozpędzam się” do 3 węzłów i obieram kierunek północno-wschodni. Nuda… krótko. Jest ok. 14.00 kiedy na kursie pojawia się statek i postanawiam zrzucić spinakera i wyostrzyć kurs w kierunku wschodnim na pełnych żaglach podstawowych. Pół godziny później wiatr wieje już z prędkością ponad 20węzłów i mocna zacina deszczem – już jestem mokry i tak zostanie na długo. Wieczorem sytuacja staje się coraz mniej pewna więc zakładam ref na grocie. Wiatr waha się w granicach 22-30węzlów więc jacht pięknie posuwa się kursem półwiatrowym z prędkością 6-8 węzłów. Nagle niespodziewany przerażający gwizd i zwariowany taniec cyferek na wyświetlaczu wiatrowskazu uświadamiają mi, że sztormowy szkwał jednak mnie dopadł. Chwilowe porywy do 50węzłów, maszt zatańczył niebezpiecznie nisko nad taflą wody (na szczęście jeszcze niezbyt rozfalowanej) a ja próbuję wszelkimi siłami zredukować grota do 3 refu. Udaje się po kilku długich minutach i wpadam wykończony do kokpitu drżąc trochę z wysiłku, trochę ze strachu i trochę z zimna. Wiatr stabilizuje się na poziomie ok 40węzłów i odkręca na NNW, więc na mocno zredukowanych żalach rozpoczyna się bajdewindowy bieg ku Gotlandii (max prędkość odnotowana na logu z tego okresu to prawie 10węzłów).

Niebo wygląda groźnie, mnóstwo przeróżnych chmur i wszystko przemieszczające się z dużą prędkością. Deszcz przerywa swoje płacze tylko na krótkie chwile, ale czasem pojawia się też na krótko słońce. Fala już mocno rozbujana i wiatr bez zmian. Kurs mam przyzwoity, więc przynajmniej nie walczę z halsówką. Po raz pierwszy od startu pomyślałem o jedzeniu – kabanosik i gorący kubek ląduje w żołądku. W nocy wchodzę w strefę bardzo intensywnego ruchu statków (pomiędzy Olandią i Gotlandią), do tego jest koszmarnie ciemno i deszcz staje się bardzo intensywny. Wiatr zmienia kierunek bardziej na zachód i trochę słabnie do 20-25w. Na zmianę więc spędzam czas opatulony w sztormiak w kokpicie oraz z nosem przy wyświetlaczu AIS—teraz doceniam to jak dobrze zainwestowałem pieniądze w zakup tego urządzenia, identyfikacja statków na podstawie świateł w tak fatalnych warunkach doprowadziłaby mnie zapewne do zawału serca. Przed świtem pogoda postanawia dać mi premię, chmury rozrzedzają się i księżyc (a raczej jego połówka) rozświetla niebo i rozbujane morze. Z daleka latarnia morska wskazuje mi, że Gotland coraz bliżej. Przebieram się w końcu w coś suchego i ponownie klaruję jacht. Zastanawiam się jak daleko z przodu jest Jacek. Podczas wieczornej rozmowy ze sztabem przez tel. satelitarny dowiedziałem się że odrobiłem 15 mil w pierwszej dobie – więc nadal mam sporo straty. Niestety dowiedziałem się też, że przestał działać mój spot monitoringu satelitarnego i pomimo wielu prób jego restartu już do końca obserwuję migającą czerwoną diodę błędu systemu.

Kolejny świt odsłania Visby i poruszające się w pobliżu statki i promy. Wstaje słońce i dzień zapowiada się o wiele przyjemniejszy od poprzednich. Płynę baksztagiem bujany przez wysoką na 2-3m falę od rufy. Postanawiam postawić mniejszego spinakera żeby jeszcze przyśpieszyć. Efekt jest wspaniały… ale dość krótki. Przy kolejnym bujnięciu na fali, żagiel zahacza o kosz dziobowy i rozdziera się z trzaskiem. Trudno, warto było spróbować ale z dużym spinem już nie ryzykuję. Udaje mi się usłyszeć Jacka na UKF! Czyli przewaga nie jest tak wielka jak myślałem (zasięg radia to ok.15 mil). Wiatr tężeje ale kierunek jest OK więc po jednym tylko zwrocie przez rufę docieram na północ wyspy. Kilka godzin później jestem już po drugiej stronie – syczy puszka piwa, gęba uśmiechnięta… zasłużyłem! Gotlandia skutecznie osłania nas od dużej fali, więc przy umiarkowanie silnym połówkowym wietrze zwiększam powierzchnię żagli i prędkość rośnie do ponad 8węzłów. Wcześniej jednak przyrządzam sobie pierwszy konkretny ciepły posiłek. Wieczorem podczas rozmowy z zespołem dowiaduję się, że wiatr wzrośnie do 30-35węzłów i niestety obierze kierunek dość niekorzystny. Co gorsza zostajemy uprzedzeni o dużym zafalowaniu po wyjścia za południowy cypel wyspy. Postanawiam zatem skorzystać z ostatniej okazji do regeneracji mózgu, włączam autopilota, ustalam bezpieczny kurs, włączam alarm AIS i kładę się na kwadrans drzemki… Po dwóch godzinach snu zrywam się przerażony na równe nogi. Szybka kontrola sytuacji, wszystko jest OK. Wołam Quick Livenera (od wielu godzin byliśmy blisko siebie w zasięgu radia a nawet wzroku) ale nikt się nie odzywa, na AIS też ani śladu mojego konkurenta. Cóż.. zaspałem i straciłem szansę, ale walka trwa. Żagle na maks i rozpędzam się w kierunku Gdańska przekonany, że Jacek gdzieś tam z przodu pozbawia mnie właśnie złudzeń.

Zgodnie z prognozą po wyjściu zza osłony Gotlandii rzucają się na mnie bardzo duże i skotłowane fale. To zapewne mieszanina pozostałości po piątkowym sztormie 12B na południu oraz mniejszych sztormów, z którymi walczyliśmy bardziej na północy. Normalnie fale mają ok.4 metrów ale co jakiś czas wyłania się załamująca fala, której wysokość patrząc z doliny jest przerażająca. Wiele z nich oceniam na 5-6m, co na Bałtyku jest już poważnym zagrożeniem. Po kilku godzinach jazdy na falach boli mnie już nadwyrężona lewa ręka (mam prawy hals, więc rumple podświadomie obsługuje ręka lewa), fale niezwykle mocno działają na ster i coraz częściej muszę rumpel ciągnąć obiema rękoma zapierając się nogami o przeciwległą część kokpitu (przechyły jachtu są chwilami bardzo niebezpieczne). Wiatr 35-40 węzłów nie chce skręcać na zachód zgodnie z prognozą lecz zmusza mnie cały czas do ostrego kursu. Minięcie platformy wiertniczej jest kolejnym stresującym punktem menu na sobotę ale udaje się uniknąć dryfu w obszar zabroniony dla żeglugi. Udaje się za to skorzystać z chwilowego zasięgu GSM przy platformie i w krótkiej rozmowie z Radkiem dowiedzieć się, Jacek jest za mną a nie jak myślałem z przodu. Nie zmienia to jednak tego, że teraz najbardziej pragnę schować się już w osłonę półwyspu helskiego, bo jestem już tym tańcem z falami po prostu skrajnie wykończony fizycznie. Pod wieczór dostrzegam światło latarni Rozewie i to wypełnia mnie falą optymizmu.. już prawie meta.

Prawie okazało się dłuuugim prawie. Blisko Helu dekoncentracja kosztuje mnie poważną awarię. Zauważyłem najpierw, że przedni żagiel mocno oberwał i jego spory kawałek wisi oderwany od reszty. Ponieważ żagiel jest na rolerze, wieje nadal 30-35 węzłów i jest koszmarnie ciemno – nie widzę możliwości wymiany go w tym momencie. Z drugiej strony mam świadomość, że przy wietrze z kierunku mety bez przedniego żagla będzie się bardzo trudno wyhalsować na tyle szybko, by pędzący za mną Quick nie odrobił straty. Oglądam sytuację na dziobie ze szperaczem w ręku, kiedy jacht zatańczył i usłyszałem łoskot przelatującego bomu. Nie włączyłem autopilota!! Niekontrolowany zwrot przez rufę i w konsekwencji zerwany baksztag.. robi się ciekawie. Wściekły na siebie zmniejszam prędkość jachtu i zabieram się za naprawę baksztagu. Ponownie oceniam stan żagla i postanawiam spróbować halsowania na samym grocie. Niestety okazuje się to tragicznie nieefektywne a na dodatek zauważam na AIS-ie, że Jacek jest już coraz bliżej. Trudno.. rozwijam genuę do ok. 30% i Sunrise żwawo ostrzy i przyśpiesza. Kolejnym halsem osiągam tor podejściowy do Gdańska – oglądam się za siebie i widzę światło Quick’a.. Jeszcze dwa zwroty i tym razem już zmieszczę się pomiędzy boje N7  i N8, czyli linię mety – odwracam się i widzę już wyraźny kształt jachtu Jacka który zdeterminowany zasuwa na pełnych żaglach. Jego przewaga prędkości to 2-3węzły. W okolicy mety pojawia się motorówka z komitetem powitalnym – to bardzo miłe biorąc pod uwagę, że jest tuż po 4 w nocy. Meta zbliża się, Quick Livener także… w końcu obaj przechodzimy pomiędzy bojami przy okrzykach dopingu z motorówki.

Płakać mi się chce ze szczęścia, jestem wykończony ale nie mógłbym sobie wyobrazić piękniejszego zakończenia tego wyścigu. 536mil na zapisie mojej trasy, ciężkie warunki, wiele chwil słabości i nagle spotykamy się by rozstrzygnąć tej pojedynek tuż przed metą.. Nie, nie będziemy analizować co do metra sytuacji z mety, nie będziemy analizować „foto-finiszu” i kłócić się o ile stóp kto kogo wyprzedził. Przystępując do wyścigu przyświecał nam jasny cel – piękno żeglarskiej rywalizacji ponad spory, waśnie, protesty i dochodzenia. Jesteśmy obaj zwycięzcami i obaj zasłużyliśmy na pierwsze miejsce. Po zacumowaniu w Marinie OSIR Gdańsk, w męskim uścisku dłoni gratulujemy sobie nawzajem zwycięstwa – remis, sprawiedliwy remis… Wygląda więc na to, że sprawę dokończymy już w przyszłym roku.. w czasie kolejnej Bitwy o Gotland

image1

image2

image3

image4

Bitwa zakończona, będzie dogrywka?

10 października 2012

Wielka Bitwa, wielkie emocje, wielka natura wobec wielkiej woli walki i wielkie zakończenie..

Subiektywnie rzecz ujmując było to największe żeglarskie wydarzenie na Bałtyku w ostatnim czasie i co najważniejsze bardzo udane wydarzenie. Od pomysłu do realizacji nie upłynął nawet miesiąc czasu! Celem Bitwy było m.in. pokazanie jak wspaniałe imprezy można realizować bez wielkiego budżetu, bez najnowocześniejszych jachtów i zawodowych skipperów a przede wszystkim bez barier i podziałów i piekiełek. Piękna idea zmierzenia się 2 samotników z siłami jesiennego morza i własnymi słabościami, w duchu ambicji zwycięstwa i żeglarskiej pasji spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem ze strony kibiców i środowisk żeglarskich z całej Polski i z zagranicy. Pomimo kłopotów technicznych, które utrudniły kibicom i zespołom bieżące śledzenie postępów obu kapitanów (przy tej skali przedsięwzięcia i tak krótkim czasie przygotowania drobne problemy można wybaczyć) – doping trwał przez cały czas i sukcesywnie powiększała się lista aktywnych kibiców. A na koniec piękny i niezwykle emocjonujący finisz z zupełnie zaskakującym wynikiem. Pogoda postanowiła emocje utrzymać do końca i dmuchnęła silnym szkwalistym wiatrem dokładnie z kierunku mety, więc już skrajnie zmęczeni zawodnicy jeszcze na Zatoce Gdańskiej walczyli do ostatnich metrów przez kilka godzin aż do godz. 4:30, kiedy to niemal równocześnie przecięli linię mety witani przez grupę znajomych i kibiców w główkach gdańskiego portu. Obaj cali i zdrowi, skrajnie zmęczeni i poobijani ale niezwykle szczęśliwi, w przyjacielskim uścisku na kei ogłosili najbardziej uczciwy i zasłużony dla obu w tej sytuacji wynik – remis.

 Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas w organizacji tej pięknej imprezy, którzy uwierzyli w jej sukces i przeżywali wraz z nami jej przebieg. Dziękujemy zatem partnerom instytucjonalnym: ZOZŻ i POZŻ (tu szczególne podziękowania, ponieważ przedstawiciele POZŻ z Prezesem Witkowskim na czele przez całą noc czekali na nas na mecie by o 5.00 rano odebrać nam cumy i jako pierwsi pogratulować sukcesu), partnerom wspierającym, zwłaszcza firmom: Kojar, Navsim, Małachowski, Calbud, Navinord, Eljacht i Henri Lloyd, partnerom medialnym i klubom: Klubowi Żeglarzy Samotników (szczególnie Komandorowi Januszowi Charkiewiczowi, który osobiście uczstniczył przy starcie), YKP Świnoujście (Komandor Marek T. Słaby—kawał cieżkiej roboty), YKP Szczecin i PKM.

 Jednak przede wszystkim dziękujemy wszystkim kibicom, którzy w całej Polsce a także w innych krajach (m.in. Rosjanie, Szwedzi, Francuzi, Niemcy)  śledzili i dopingowali obu kapitanów – często nocami wypatrując wieści z trasy i pozycji jachtów. Pomimo kłopotów z bieżącym monitorowaniem pozycji kibice nie żalili się i nie zaprzestali dopingu lecz solidarnie dzielili się wszelkimi wieściami na podstawie różnych źródeł: śledzenia AIS, sytuacji pogodowej i innymi informacjami. Ilość niezwykle pozytywnych maili, komentarzy, telefonów i smsów jakie otrzymali organizatorzy i kapitanowie to największa dla nas nagroda tej Bitwy i to tym bardziej motywuje nas do natychmiastowego rozpoczęcia przygotowań do Wielkiej Żeglarskiej Bitwy o Gotland 2013. Postaramy się znowu zaskoczyć Was czymś, czego jeszcze w polskim żeglarstwie morskim nie było i dostarczyć Wam jeszcze więcej pięknych emocji.

 Wierzymy także, że w przyszłym roku więcej śmiałków—miłośników żeglarskich emocji dołączy do grona startujących żeglarzy, chcąc zmierzyć się w najtrudniejszych regatach na naszym Bałtyku za swoimi słabościami i rywalami tuz za horyzontem.

 

Dziękujemy

kpt. Jacek Zieliński, kpt. Krystian Szypka
kpt. Radosław Kowalczyk oraz
Zespół OceanTEAM.pl i Zespół Sailbook.pl

 

image1

04:30 META !

8 października 2012

2012-10-08 godzina 04:20:
po ponad 500 milach wyczerpującej żeglugi jachty znalazły się przed metą w odległości 250 metrów od siebie!
Kapitan Szypka z porwanym fokiem płynie wolniej i pełniej, Kapitan Zieliński żegluje ostro i szybko zbliża się do mety.

2012-10-08 godzina 04:30—META!
Oba jachty przecięły linię mety niemal w tym samym momencie.
Obaj Kapitanowie Zakończyli ponad 500 milowy jesienny wyścig w tym samym czasie !
Pytani, który jacht przeciął linię mety pierwszy, zgodnie odpowiadają, że nie mogą tego  jednoznacznie stwierdzić, uznając remis w tegorocznej Wielkiej Żeglarskiej Bitwie o Gotland!

Remis w pierwszej edycji najtrudniejszych bałtyckich regatach żeglarzy samotników,
remis w Wielkiej Żeglarskiej Bitwie o Gotland 2012 !

gallery-121008-055738-2e88b8d1.jpg

Finish, ostatnie mile do mety !

7 października 2012

Finish, ostatnie mile do mety !

Nawiązaliśmy kontakt z Kpt. Krystianem Szypką. Silny wiatr uszkodził na jego jachcie przedni żagiel.
W czasie panujących warunków sztormowych naprawa była niemożliwa. Krystian schronił się już za Półwysep Helski i próbuje usunąć usterkę. W tym miejscu nie ma już wysokiej fali, a z relacji wiemy, że w ostatniej godzinie pojawiały się nałożone na siebie fale o wysokości 6 m !
Trwa nerwowa walka z czasem. Sunrise płynie zaledwie 5 węzłów. Czy Kpt Zieliński jest niedaleko? Czy wyprzedzi zachodniopomorskiego żeglarza na ostatnich metrach?

Nie mamy łączności z Kapitanem Jackiem Zielińskim. Wierzymy, ze kapitan i jego jacht mają się dobrze.

65 mil do mety !

65 mil do mety!

Mach Racing trwa. Oba jachty zbliżyły się do siebie na odległość kilku mil.
Nadal prowadzi Kpt. Szypka, ale jego przewaga stopniowo maleje.

Ostatnią łączność satelitarną przerywał ryk morza. Dało się słyszeć jedynie świst wiatru szum zalewających pokład fal.
Poprzez pourywane słowa dotarła do nas informacja o pozycji i sytuacji na morzu.
Z uwagi na ogromną falę i konieczność ręcznego sterowania, obaj kapitanowie nie mogą zejść pod pokład by spokojnie porozmawiać. Warunki są naprawdę ciężkie.

Kapitanów dzieli od siebie odległość kilku mil. Walczą ze sobą w zasięgu swojego wzroku.
Z wypowiedzi wnioskujemy, że żaden nie chce oddać zwycięstwa, nawet mimo tak rozszalałego morza trwa ostra walka !

gallery-121007-165804-dc8bd59a.jpg

Kpt. Szypka objął prowadzenie!

Kpt. Szypka na swoim jachcie Sunrise objął prowadzenie! W obecnej chwili prowadzi z przewagą kilkunastu mil.
Warunki na morzu się zmieniają. Wiatr tężeje i skręca na kierunek zachodni. Kapitan Zieliński ma zatem szanse odrobić stratę.

Obaj panowie narzekają na przeszywające zimno i ogromne fale. Do kompletu niedogodności nadciąga silniejszy wiatr o sile 7B, co nie ułatwi sytuacji.
Żeglarze pokonali już samotnie dystans ponad 400 mil. Płyną samotnie i bez odpoczynku, który uniemożliwiają ciężkie warunki pogodowe.

Do mety pozostało mniej niż 90 mil. Oba jachty płyną bardzo szybko. Spodziewamy się finiszu dzisiaj w późnych godzinach wieczornych.
Sądząc po bardzo dużej prędkości jachtów, walka trwa na ostro! Zapowiada się emocjonujący finish!

image1

 

Ostrzeżenie przed sztormem !

Polskie służby meteo (prognoza z z 0700 07.10):

OSTRZEŻENIE PRZED SZTORMEM NA BAŁTYK POŁUDNIOWY I POŁUDNIOWO-WSCHODNI!
Bałtyk Południowo-Wschodni:
Wiatr południowo-zachodni do zachodniego 6 do 7 w porywach do 8 w skali B.
Stan morza 4 do 5, Zatoki Gdańskiej 3 do 4. Temperatura około 12°C.
Widzialność dobra do umiarkowanej. Miejscami przelotne opady deszczu.
Lokalnie możliwe burze.

PROGNOZA ORIENTACYJNA NA NASTĘPNE 12 GODZIN:
Bałtyk Południowy:Wiatr zachodni do północno-zachodniego 7 do 8 w porywach 9 w skali B.
Bałtyk Południowo-Wschodni:Wiatr z kierunków zachodnich 6 do 7 w porywach 8 w skali B.

Niestety nasz zespół brzegowy, analizując komunikaty Polski, Niemiec, Danii i Szwecji, oraz korzystając z pogodowych modeli światowych GFS, CMS …, potwierdza tą prognozę. Zatem przed żeglarzami Bardzo ciężki finisz. Już całą noc kapitanowie zmagają się z silnym wiatrem i rykiem ogromnych fal. Podczas porannej łączności satelitarnej trudno było zrozumieć słowa.
Ryk morza skutecznie zagłuszał komunikację. Kapitanowie zziębnięci i bardzo zmęczeni.
Do mety już nie będzie okazji do odpoczynku.

Najbezpieczniejszą strategią na ostatnie 100 mil jest jak najkrótsza i najszybsza droga do portu. W kolejnych dniach sytuacja meteo ma się jeszcze pogorszyć.

Żeglarze spodziewani są na mecie dzisiaj w nocy.

image1

 

Żeglarze znacznie przyspieszyli

6 października 2012

Żeglarze znacznie przyspieszyli…

Oba jachty minęły Gotland, obecnie płyną bardzo szybko. Tak duża prędkość wiąże się dużym ryzykiem uszkodzenia żagli i takielunku.
Otrzymaliśmy dzisiaj informację, że Kpt. Szypka podczas dużego szkwału stracił jeden z żagli. Ryzyko jednak się opłaciło. Sunrise dogania Quicka.
Do mety utrzyma się wiatr 6-7 B. Tak duży wiatr utrzyma falę o wysokości 4 metrów.

Bitwa o Gotland to nie turystyczny rejs. Tu trzeba wyciskać z jachtów maksymalne prędkości. I tak właśnie obaj kapitanowie prowadzą swoje jednostki.
Jak dotąd zapowiadają się rekordowe czasy przebycia trasy przez obu żeglarzy.

Obecnie Kapitanowie są już bardzo zmęczeni. Doskwiera brak snu, przeszywające zimno i wszechobecna wilgoć. Jachty przechodzą najruchliwszy tor statków na Bałtyku. Ruch jest naprawdę duży. Nie ma mowy o odpoczynku i śnie przez najbliższe godziny. Kto wytrzyma tempo? Kto wyciśnie z jachtu większą prędkość?
Za burtą tylko przeszywająca ciemność, pustka i ryk morza, w głowie strach a jachty co kilkadziesiąt sekund nurkują w 4 metrowe  doliny fal z maksymalną prędkością.
Nic tam na środku Bałtyku nie przypomina przyjemnego sierpniowego rejsu. Jest to pojedynek na skraju wytrzymałości człowieka.

Na lądzie 24h na dobę pracują zespoły brzegowe. Zespół meteo w składzie Kazimierz Sawczuk, Maciej Sobolewski i Juliusz Orlikowski stanął na wysokości zadania.
W tak zmienną pogodę przewidział w pełni warunki na morzu. Kapitanowe dzięki tym informacjom mogą żeglować bezpiecznie i szybko. Jest to bardzo ważna część tej bitwy. Żaden z jachtów nie oprze się sztormowi 12B, a taki właśnie przeszedł dzisiaj przez Bałtyk. Na szczęście żeglarze byli na skraju tego sztormu i przetrwali go bezpiecznie.

Do mety 175 mil. Jachty w niedużej odległości od siebie rozpoczęły już najdłuższy na naszym Bałtyku Mach Racing.

Kpt Zieliński VS Kpt Szypka. Kto pierwszy  dotrze do mety w Gdańsku?

image1