500nm

Start   19 września 2021 o godz. 12:00

Archives

Zakończenie Bitwy o Gotland – Delphia Challenge 2016

22 listopada 2016

Emocje bitewne już opadły, czas by oficjalnie zakończyć tegoroczne zmagania samotników. W tym roku  wręczenie bitewnej Blachy oraz wyróżnienie najlepszych zawodników odbędzie się w Hotelu Młyn w Elblągu. 

gotland-zaproszenie-1

Pobitewnie – Rafał Skroński z pokładu Akademii Jachtingu

28 października 2016

W sam raz na deszczowy, jesienny wieczór kilka słów o realizacji żeglarskich pasji oraz starcie w regatach Bitwa o Gotland od Rafała Skrońskiego:

… Emocje pobitewne już powoli opadły. Niezwłocznie po zamknięciu pętli i zakończeniu regat porwał mnie wir prac i wydarzeń lądowych Dopiero teraz udało się znaleźć chwilę czasu na przeanalizowanie trasy, wyciągnięcie wniosków oraz spisanie przemyśleń związanych z udziałem w tym wyjątkowym wydarzeniu. Wyjątkowym z kilku powodów, ale o tym wszystkim poniżej.

BITWA PO RAZ PIERWSZY – decyzja o podjęciu nie była pozbawiona wątpliwości, w końcu to nie weekendowe pływanie po Zatoce Gdańskiej i to w dodatku solo, pośród świetnie przygotowanych i doświadczonych współzawodników. Wizja spędzenia kilku dób na jesiennym Bałtyku, zmagając się z siłami natury oraz własnymi słabościami rozpalała wyobraźnię. Sentencja wypowiedziana ponad wiek temu przez Marka Twain’a: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.” ma swoją moc i faktem jest to, że gdybym nie spróbował, żałowałbym teraz, jak cholera.

Dni przed startem mijały w szaleńczym tempie, ogrom prac do wykonania przerażał. Do ogarnięcia pozostało przejęcie jachtu Delphia 37 „Akademia Jachtingu VIII”, wyciągnięcie go z wody, mycie, pomiary związane ze świadectwem ORC, przygotowanie jednostki do samodzielnej żeglugi, zakupy, etc. Bezpośrednio przed startem, przy jednostce przez niemal 2 dni pracowały od rana do wieczora 3-4 osoby. Przyjaciele, bez których pomocy byłoby niezwykle ciężko. Mimo wszystko cały czas miałem w głowie myśl, że pośpiech jest najgorszym wrogiem solidnej żeglarskiej roboty i właśnie to nie pozwalało mi cieszyć się komfortem psychicznym bezpośrednio przed startem.

Niestety „nie opływałem” jachtu w takim stopniu, jaki bym uznał za wystarczający – najgorsza wizja to kłopoty techniczne, które zmuszą mnie do wycofania się z regat kilka godzin po starcie. Drugorzędny temat to nautyka jednostki oraz dzielność w różnych warunkach – każda jednostka pływa „inaczej”, wszystkiego trzeba się nauczyć. Wcześniej zrobiłem sporo rejsów na jachcie Delphia 40, przepłynąłem nią kilka tysięcy mil, znam tę konstrukcję bardzo dobrze. W tym momencie do dyspozycji miałem jacht Delphia 37, na którym spędziłem wcześniej całe 2 dni. Niby tylko 3 stopy różnicy w długości jednostek, ale miałem świadomość, że to może zrobić kolosalną różnicę.

Zdecydowanie lżej byłoby zostać armatorem swojej jednostki, dopieszczonej i znanej, jak własna kieszeń, ale z drugiej strony, „kto ma statki, ten ma wydatki” – jeszcze większe, niż te do poniesienia przy tygodniowym czarterze :-) W moim przypadku walka z czasem trwała w najlepsze.

Na pięć dni przed startem prawa Murhpiego (mówiące o tym, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe i to w najgorszym momencie) przypomniały o swoim istnieniu i w środę zakończyłem dzień z 39 stopniową gorączką oraz po konsultacjach rozpocząłem kurację 3 dniowym antybiotykiem. To nie była dobra prognoza, a przecież w planach kilku dobowa żegluga non stop, znikoma ilość snu i świadomość, że nikt nie przyniesie herbatki do kajuty. Gorączkę udało się zbić, organizm wygrywał pierwszą z bitw. Czułem osłabienie, ale to nie był moment, żeby się poddać. Walczymy dalej!

Ostatnia noc przed startem była pełna wątpliwości, ale dużo gorszą oznaką byłby ich brak. Taka sytuacja mogłaby świadczyć tylko o tym, że lekceważę trudności wyzwania, albo wręcz nie jestem świadomy ich istnienia. W międzyczasie należy wspomnieć o czymś absolutnie fenomenalnym, czyli o atmosferze, jaka panowała w przyjaznej Marinie w Górkach Zachodnich. Klimat był niesamowity, zawodnicy, organizatorzy oraz kibice przebywający w Marinie na dzień przed startem tworzyli wręcz idylliczną wspólnotę. Takie mini miasto przepełnione solidarnością, braterstwem, bezinteresownością, to było coś wyjątkowego.

Tutaj też należy napisać o profesjonalizmie, z jakim do regat podeszli organizatorzy. Logistyka była przemyślana, wszystkie informacje przekazywane na czas. Organizatorzy zadbali również o odpowiednie szkolenie z zakresu bezpieczeństwa z przedstawicielami SAR, na wieczór przed startem zawodowy meteorolog przeprowadził analizę sytuacji pogodowej. Wielki szacunek za profesjonalizm.

START!
W niedzielę z samego rana odprawa, oraz fantastyczne pożegnanie przez wspaniałą ekipę najlepszych kibiców i przyjaciół, a później długo wyczekiwane oddanie cum :-) Ruszamy!

Na 7 minut przed startem, wszystkie jednostki stanęły w dryf dla uczczenia pamięci Tomka Turskiego, który zginął tragicznie realizując swoje żeglarskie pasje. Cześć jego pamięci!

Po starcie obieramy kurs pozwalający ominąć Półwysep Helski. Zwarta grupa jachtów płynie prawym halsem idąc ostro na wiatr przy pięknym słońcu. Żegluga przez Zatokę była fantastyczna, to był niezwykły moment, kiedy odpuścił cały stres związany z regatami, a raczej przygotowaniami do nich. Nie od dziś wiadomo, że większość problemów w życiu żeglarzy kończy się właśnie wraz z oddaniem cum :-) U mnie również nastąpiło cudowne uzdrowienie. Poczułem, że jestem we właściwym miejscu, szczęśliwy.

Po minięciu Półwyspu, lekka korekta kursu na bardziej pełny i próby wykrzesania z jednostki maksymalnej prędkości. Jeszcze przed północą mijałem platformę wiertniczą Petro Balticu, korzystając z uprzejmości można było złapać zasięg 3G oraz ściągnąć najświeższe prognozy online. Aż do wchodu słońca udawało się „jechać” w niewielkiej odległości od doświadczonych samotników na jachtach Quick Livener, Bussy Lizzy, True Delphia, Delphia III. Później wiatr zaczął delikatnie odkręcać na północny oraz tracił na sile. Płynąc dalej zmuszony byłem coraz bardziej kierować się w stronę Olandii.

Po południu drugiego dnia regat popełniłem strategiczny błąd. Źle przewidziałem sytuację meteo i łudząc się, że w środkowej części trasy pomiędzy szwedzkimi wyspami wiatr przybierze na sile i pozwoli wspiąć się szybciej na północ. Niestety tak nie było. Było tylko gorzej, ze względu na zmieniający kierunek, słabnący wiatr. W związku z tą błędną decyzją nadłożyłem do trasy kilkanaście Mm oraz kilka godzin. Stawka zaczęła się oddalać.

Niestety tę partię szachów na wodzie muszę zaliczyć do przegranych. Nie jest wielką sztuką żeglować szybko w silnych wiatrach, sztuką jest robić to, kiedy wiatru jest mało i „kręci”. Stanie w strefach ciszy w regatach na trasie powyżej 500Mm jest niezwykle irytujące, a flauty są dużo cięższe do zniesienia, niż wielkie fale oraz silne wiatry.

Trzeciego dnia regat nad ranem, wiatr wykorzystując efekt dyszy nad wyspą zaczął wiać z siłą ok. 20 węzłów. Oczywiście z kierunku przeciwnego, tym samym zmuszając do halsowania. Mozolne wspinanie się na północ wyspy trwało ponad dobę. Myślałem, że ta walka się nigdy nie zakończy i zostanę w Szwecji już na zawsze. Jak na złość, na samej północy Gotlandii, znów trafiłem na strefę ciszy trwającą ok. 2 godzin. Wtedy też nadchodziły pierwsze myśli, aby zacząć naukę języka szwedzkiego oraz poczytać trochę więcej o kulturze Skandynawów. Skoro już tyle czasu spędzam korzystając z gościnności ich wód terytorialnych, taka wiedza może się przydać. Na szczęście wiatr się wzmógł, około godziny 14 minąłem północny znak kardynalny. Za nim skierowałem dziób swojego jachtu na południe. Po kolejnych dwóch dobach, halsując się baksztagami przy wiatrach o sile 8-12 kn, udało się minąć Półwysep Helski. Finalnie po 124 godzinach i 30 minutach, przeciąłem linię mety w Gdańsku Górkach Zachodnich.

Na mecie przywitała mnie ekipa składająca się z organizatorów oraz przybyłych na metę wcześniej zawodników, a cumy odebrali ode mnie nietracący nadziei na mój powrót przyjaciele. Wpływając na metę jako jeden z ostatnich uczestników byłem przywitany jak bym przypłynął co najmniej w pierwszej trójce albo wrócił z udanego rejsu dookoła świata :-) To było niezwykle piękne, nawet wzruszające. Potwierdziło się to, że w tych regatach nie ma przegranych, każdy kto zamknął pętle jest zwycięzcą. Wielki szacunek należy się również tym, którzy podjęli walkę, ale z powodów technicznych nie mogli ukończyć regat.

Czuję wielką satysfakcję oraz radość, udało się zamknąć pętle dookoła Gotlandii – podstawowy cel został osiągnięty. Z drugiej strony brałem udział w regatach i to bardzo specyficznych, gdzie mimo wszystko każdy z zawodników startował z nadzieją na zwycięstwo. W tym wymiarze niestety dostałem solidne baty od współzawodników. Tegoroczna bitwa to była bitwa strategii oraz taktyk pływania w słabych wiatrach, wykorzystując każdy podmuch dla uzyskania jak największej prędkości. Wyścig wygrali najlepsi i im należy się chwała.

Od początku do startu w Bitwie o Gotland podchodziłem z należytym poszanowaniem. Start traktowałem jako wielkie wyzwanie oraz test, który pokaże ile jeszcze przede mną nauki, aby móc pływać jak najszybciej w wersji solo. Nauki jest sporo, ale jeszcze wszystko przede mną i mam nadzieję, ze do kolejnych edycji przygotuję się znacznie lepiej. Pokornie i niezłomnie walczymy dalej!

Jeszcze jednym, wręcz najważniejszym założeniem było, aby powrócić na metę przed 25.09.2016. W tym właśnie dniu miałem zostać Ojcem Chrzestnym Emilki, córeczki moich najlepszych przyjaciół. Udało się i w niedzielę półtorej doby po minięciu linii mety stawiłem się punktualnie w Kościele :-)

Jeszcze kilka słów o jachcie. Delphia 37 „Akademia Jachtingu VIII” była moim największym sprzymierzeńcem tych regat. Jak napisałem już wcześniej, największe obawy związane były z nikłą znajomością jednostki. Nie znałem jej słabych punktów i awaria teoretycznie mogłaby przytrafić się w najmniej odpowiednim czasie. Jednostka ze stoczni Delphia Yachts, utrzymywana w dobrym stanie przez swojego obecnego armatora Macieja Biechowskiego, z zaprzyjaźnionej firmy Akademia Jachtingu, nie zawiodła mnie w żadnym momencie regat.

Na zakończenie jeszcze raz wielkie podziękowania dla ekipy, która pomogła mi przygotować jacht bezpośrednio przed startem. Szczególne podziękowania dla Marine Works oraz DOMETIC MARINE za pomoc w realizacji moich pasji oraz chęci angażowania się w tego typu imprezy. Chylę czoła, bez waszego zaangażowania start byłby niemożliwy.

Pozdrawiam, Rafał! „

s/y Sunrise zatonął na Bałtyku

20 października 2016

Dziś nad ranem, o godzinie 05.09 Morskie Ratownicze Centrum Koordynacyjne w Gdyni odebrało sygnał wzywania pomocy z pokładu jachtu „Sunrise” należącego do Krystiana Szypki. Na jachcie znajdował się kapitan Jacek Zieliński, jeden z pomysłodawców i organizatorów Bitwy o Gotland.

W początkowym komunikacie SAR nastąpił błąd i mylnie podano nazwę jachtu jako Quick Livener. Było to związane z tym, że sygnał jaki odebrali ratownicy pochodził z osobistego nadajnika PLB należącego do Jacka. 

SY SUNRISE RADEK KOWALCZYK FOT KATARZYNA KOJ

s/y Sunrise w czasie Bitwy o Gotland 2014

W momencie nadania sygnału „Sunrise” znajdował się 20 Mm na północny wschód od Helu. O godz. 07.35 ratownicy z jednostki m/s „Sztorm” podjęli z tratwy oczekującego na pomoc żeglarza. Według informacji od niego uzyskanych, ok. godz. 0200 na jachcie wybuchł pożar, prawdopodobnie w wyniku spięcia instalacji elektrycznej. Ok. godz. 0300 „Sunrise” zatonął. O godzinie 0910 Jacek Zieliński został przekazany załodze karetki w porcie Hel. Przebywa w szpitalu z objawami hipotermii.

Krystian Szypka, właściciel Sunrise, poinformował, że Jacek odbywał samotne treningi na Bałtyku w związku z planami startu w regatach OSTAR.

W pogoni za resztą – BoG z pokładu Skotch’ka

4 października 2016

Najważniejsza impreza żeglarska sezonu zakończona. Wiem że zainteresowanie tymi trudnymi regatami było spore i trochę osób mi kibicowało, to pewnie jesteście ciekawi relacji z pierwszej ręki.

Sobota przed startem upłynęła na przygotowaniach – zmiana żagli/instalacja wytyku do genakera/ wynoszenie masy niepotrzebnych gratów,  pakowanie… taka mała masa roboty …udało się uwinąć w pół dnia – (Dzięki Marta za pomoc J )

W sobotę przestawiłem się do Mariny Delphia, z daleka widać że wioska regatowa tętni życiem. Dopływając już widziałem znajome twarze z poprzednich  regat, cumy odebrali Piotrek, Kuba  i Jacek (czyli Hadron, Buzzi i Quick) – zacumowałem w doborowym towarzystwie. Zaczął się wir wydarzeń, najpierw było szkolenie – pogadanka z zasad bezpieczeństwa – prowadzone przez Radka Kowalczyka – Radek podzielił się swoimi doświadczeniami z wielkiego świata regat na Mini, a zaraz po nim przypłynęła łódź ratunkowa SARu. Szef tej służby opowiedział nam jak wygląda ratowanie na morzu z ich strony, później oglądaliśmy z bliska łódź ratunkową ‘Wiatr’ – mam nadzieję że tylko w takich okolicznościach ją oglądam.

Jeszcze trochę przygotwań i wieczór nastał, a wraz z nim odprawa meteo, obiadokolacja, szybki drink i…  szybko spać .

 

Niedziela – dzień startu – śniadanie w wiosce, w kambuzie układam sobie po ręką kabanosiki, i inne frykasy oraz robię sobie kanapki – są pod ręką przez najbliższe 2 dni. Oficjalne otwarcie regat , pamiątkowe zdjęcie i na wodę. Powoli wszyscy się ruszają.  

Start o 1200. Na 7 minut przed startem wszyscy zawodnicy stanęli w dryf, upamiętniając Tomka Turskiego, który podobnie jak my, realizował swoje marzenia i oddał za nie życie.  Tuż po 12 mijaliśmy linie startu obierając kurs na Gotlandię. Wszyscy w grupie – pełny bajdewind – słońce …jedziemy. Przez pierwszą połowę trasy zapowiadany bajdewind ponad 15 kt. Wspaniała żegluga – ulubiony wiatr Skotchka – dzielnie trzymamy się całej grupy. Niestety po kilku godzinach w miarę jazdy na północ – wiatr słabnie – a nasza prędkość wraz z nim. Niestety – lżejsze i dłuższe jednostki oddalają się na północ,  a my człapiemy L . Przed samą TSS – czyli autostradą statkową na południu Gotlandii wpadam w kompletną ciszę. Dwie godziny czekam przed ‘routą’ na jakiś podmuch wiatru. Przeskakuję na jakiś szczątkowych podmuchach jeden kierunek ‘ruty’ i znowu cisza – stoję między dwoma pasmami TSS – statki w jedną i druga stronę prują,  a ja się kiwam jak ta … bojka …

W końcu nad ranem  zaczyna lekko dmuchać z NE, a ja mozolnie pnę wzdłuż wyspy na północ. Wszyscy odjechali,  a  ja zwiedzam brzegi Gotlandii – cała nadzieja, że pod pasmami chmur więcej wieje, dużo ręcznego sterowania, aby wykorzystać jak najwięcej wiatru.   Lubię jechać wśród bezludnych krańców północnej Gotlandii – świeci słońce, a do boi coraz bliżej. Dotacie do boi zwrotnej Salvorev zajmuje mi prawie dwie doby – mijam ją w ciemną noc, księżyc jeszcze się nie pojawił, więc niebo jest usłane milionem gwiazd. 

Ustawiam waypoint gdzieś pod Helem – licznik pokazuje namiar 190…odległość  204 mile… 5kt .. to daje ok. 40 godzin ..ech ..ale, teraz to już nie ma co zawracać J . Genaker w górę i jedziemy. Wieje równo z północy, Gienek jednak lubi wiatr trochę z boku, a autopilot którego nazywam „gdzie_ku..wa_płyniesz” nie lubi baksztagu – no nic, kombinujemy to z czym mamy i wychodzi, że na sobotę rano będziemy. Włączam kolejnego audiobooka i siadamy do sterowania.  W nocy słyszę jak po rosyjsku ktoś wywołuje moją pozycję – udaję że nie rozumiem i się nie odzywam. Koło południa mijam jakiś rozpadający się okręt wojenny, przelatuje helikopter bojowy, a następnie podpływa jakiś nowoczesny okręt i słyszę: „vessel on position 55… – this is Russian Warship please report” , ale po krótkiej gadce słyszę „You are clear” – „ok bye have good watch” – jedziemy dalej …

Następnej nocy przy zwrocie genaker zawija się dookoła sztagu – zrzucam go mozolnie i porządkuje bałagan – zabawa w ‘zwrot’ zajmuje mi z 1,5 godziny – obrażam się na niego i  do rana jadę 0,5 kt wolniej na foku. Rano jednak genaker w górę i jedziemy ..do Helu zostało 40 mil. Wiatr zmienia na się powoli na bajdewind SW , powoli odzywa się Witowo Radio, i Straż graniczna – coraz bliżej mety. Niedaleko Helu widzę już 23 kt wiatru więc szybki ref na grocie – którego zdejmuję po dwóch godzinach. Koło Helu łącze się z Zimorodkiem i Trygławem którzy akurat  kończą ClassiC Cup’a …wszędzie są przyjaciele.  Pędzę do boi GW, ciemna noc, a wokoło rozświetlona zatoka, płyną statki swoimi dróżkami, w żaglach ostry bajdewind… uwielbiam Zatokę ciemną nocą.  O 22.18 w asyście motorówki Delphi mijam linię mety … skończyłem samotnie tak długą trasę – duża satysfakcja koniec – ponad 500 Mm – razem ze Skotchkiem mam kwalifikację na OSTAR J …(ale to jeszcze nie tym razem). Zwijam żagle i płynę do mariny. Wpływam do basenu, a tu słyszę z Nautiki ulubione „Smoke on the Water” – zupełnie zapomniałem że mogliśmy zamówić piosenkę na powitanie w marinie… czekają przyjaciele – gratulują, pomagają w cumowaniu  – te momenty zostają w pamięci na zawsze.  Powitanie ostatniej załogi kończy regaty…  ale tak naprawdę ich nikt nie chce skończyć, opróżnianie baryłki z Quicka ciągnie się do 4 rano. 

 

Sobota mija na sprzątaniu jachtu (dzięki Magda za pomoc) i wioski regatowej. W niedzielę już definitywny koniec – przestawiam się do NCŻ i Skotchek idzie spać.

Cieszę się że znowu wziąłem udział w Bitwie, najlepszy wiatr wiał co prawda tylko na początku ale i tak było fajnie. Męcząca żegluga z ogromną satysfakcją na mecie, podobnie jak we wspinaczce satysfakcja jest na końcu drogi.   Jeszcze jedna rzecz jest niesamowita – doping całej rzeszy znajomych, wszyscy patrzą w tracking i kibicują , wracam i okazuje się że w pracy wszyscy codziennie zaglądali na stronę yellow bricka – to naprawdę daje kopa. Następne takie emocje za rok, trzeba się zastanowić nad większym żaglem przednim na przyszły rok i już myśleć o następnej Bitwie.

Ogromne podziękowania dla Organizatorów którzy jak zwykle zapewnili super imprezę i klimat na który z utęsknieniem będę czekał cały rok.

Honorata, Dobrochna, Jacek, Krystian, Tomek, Radek – Dzięki.

Podziękowania dla jachtów osłonowych i ich załóg – Delphia V, Fujimo i Filmar IV  

Tomek Ładyko

Wyniki Bitwy o Gotland – Delphia Challenge

25 września 2016

Wyniki Bitwy o Gotland – Delphia Challenge 2016 (po przeliczeniu):

Klasa OPEN (Puchar Delphia Challenge 2016):

1.     Dancing Queen, Jerzy Matuszak
2.     Konsal II, Ryszard Drzymalski
3.     OFO, Krzysztof Fojucik
4.     True Delphia, Andrzej Kopytko
5.     Fidoo, Marcin Wroński
6.     Zezowate Szczęście, Paweł Biały

Klasa ORC (Puchar Przechodni Bitwy O Gotland):

1.     Hobart, Mirosław Zemke
2.     Quick Livener, Jacek Zieliński
3.     Atlantic Puffin, Szymon Kuczyński
4.     Hadron, Piotr Parzy
5.     Busy Lizzy, Kuba Marjański
6.     Polled 2, Jacek Chabowski
7.     Dexxter, Witek Nabożny
8.     Zena II, Marek Marcinkowski
9.     BLUESinA, Piotr Falk
10.  Oceanna, Zenon Jankowski
11.  Ocean 650, Michał Weselak
12.  Kosia III, Aleksandra Emche
13.  Vector Baltica, Joanna Pajkowska
14.  Double Scotch, Tomasz Ładyko
15.  Delphia III, Maciej Muras
16.  Akademia Jachtingu VIII, Rafał Skroński

Tabela wyników OPEN 

Tabela wyników ORC 

Tabela wyników ORC 1

Tabela wyników ORC 2

Bohaterowie Bałtyku

24 września 2016

Wczoraj, w piątek 23 września, o godzinie 22:18.39 Tomek Ładyko i Double Scotch przecięli linię mety, zamykając tym samym piątą edycję regat samotników non-stop dookoła Gotlandii – Bitwy o Gotland Delphia Challenge 2016. Za wytrwałość w dążeniu do celu Tomek zostaje uhonorowany nagrodą im. Edwarda Gale Zająca.

„Samo pokonanie tej trasy daje dużo satysfakcji” – mówi Tomek Ładyko. „Jestem bardzo zadowolony, że nie miałem żadnych kłopotów technicznych. To też uważam za wyczyn. Płynąłem tak, jak na to pozwalał jacht. Skoczek to starsza i cięższa konstrukcja, potrzebuje więcej wiatru, delikatne kursy nie są dla niego.

Słaby wiatr jest frustrujący. Powiedziałem sobie, że jeżeli do środy wieczorem nie minę boi Salvorev, to wracam, bo jednak muszę być w poniedziałek w pracy. Dobę płynąłem pół Gotlandii. Ale się udało i jestem zadowolony”.

img_5316

fot. Kuba Marjański

Nagroda im. Edwarda „Gale” Zająca dla najwytrwalszego skipera ustanowiona została w roku 2014. Przyznawana jest zawodnikowi, który jako ostatni przekroczy linię mety w zgodzie z regulaminem regat. Docenia tych, którzy pomimo braku szans na zwycięstwo walczą do końca na wzór Edka Zająca. (Więcej o Edwardzie Zającu można przeczytać na http://bitwaogotland.pl/edward/).

Znane są już oficjalne wyniki regat – klasyfikacja końcowa po przeliczeniu. Metoda liczenia wyników, stosowana w Bitwie opiera się na charakterystyce danego jachtu i jego wyniku – jeżeli ktoś płynął z maksymalną możliwą prędkością, z jaką w danych warunkach może poruszać się jego jacht – znajduje to odzwierciedlanie w wynikach. Tym samym zwycięzcą w kategorii ORC zostaje Mirosław Zemke (Hobart), detronizując po trzech latach Jacka Zielińskiego (Quick Livener), a trzecie miejsce zajmuje Szymon Kuczyński (Atlantic Puffin).

07d_2693

Krystian Szypka, dyrektor i organizator regat Bitwa o Gotland, tak podsumowuje zakończone właśnie zmagania samotników:

„Po raz pierwszy Bitwa odbywała się przy zmiennej pogodzie. Do tej pory wszystkie edycje były czysto siłowe: silny wiatr, duża fala, duże prędkości, na granicy wytrzymałości sprzętu i człowieka. W tym roku wygrywali taktycy, bo warunki były od flauty do 6°B, przy dużej zmienności kierunków wiatru. Trzeba było bardzo myśleć i dobrze rozkładać siły. Było widać, jak niektórzy odrabiali straty, a inni tracili przewagę. Bardzo się też cieszę, że wszyscy sobie pomagali nawzajem. Jeżeli ktoś mówił przez radio, że jest zmęczony i musi chwilę odpocząć, to najbliższe jachty go pilnowały. Dzięki temu wytworzyła się wspaniała atmosfera, wszyscy wrócili zadowoleni, pomimo problemów technicznych. Maciej Muras i Asia Pajkowska prawie cały czas sterowali ręcznie ze względu na kłopoty z autopilotami. Tomek Ładyko stanął pod Gotlandią, ale walczył bardzo dzielnie do końca, jednocześnie ustanawiając chyba najdłuższy czas pokonania trasy. Dla nas, organizatorów, najważniejsze jest to, że wszyscy wrócili cali i zdrowi, a do tego zadowoleni. Bardzo wielu deklaruje ponowny start za rok. Na mecie każdy był witany jak zwycięzca, a ci, którzy dopłynęli pierwsi, wracali do wioski regatowej w Marinie Delphia, aby witać kolejnych.”

Oficjalne, uroczyste zakończenie Bitwy O Gotland, połączone z wręczeniem nagród, odbędzie się pod koniec października.

Wyniki (po przeliczeniu):

Klasa OPEN (Puchar Delphia Challenge 2016):

1.     Dancing Queen, Jerzy Matuszak
2.     Konsal II, Ryszard Drzymalski
3.     OFO, Krzysztof Fojucik
4.     True Delphia, Andrzej Kopytko
5.     Fidoo, Marcin Wroński
6.     Zezowate Szczęście, Paweł Biały

Klasa ORC (Puchar Przechodni Bitwy O Gotland):

1.     Hobart, Mirosław Zemke
2.     Quick Livener, Jacek Zieliński
3.     Atlantic Puffin, Szymon Kuczyński
4.     Hadron, Piotr Parzy
5.     Busy Lizzy, Kuba Marjański
6.     Polled 2, Jacek Chabowski
7.     Dexxter, Witek Nabożny
8.     Zena II, Marek Marcinkowski
9.     BLUESinA, Piotr Falk
10.  Oceanna, Zenon Jankowski
11.  Ocean 650, Michał Weselak
12.  Kosia III, Aleksandra Emche
13.  Vector Baltica, Joanna Pajkowska
14.  Double Scotch, Tomasz Ładyko
15.  Delphia III, Maciej Muras
16.  Akademia Jachtingu VIII, Rafał Skroński

Tabela wyników OPEN 

Tabela wyników ORC 

Tabela wyników ORC 1

Tabela wyników ORC 2

Piąta doba: Jeszcze trzech na morzu

23 września 2016

Wczoraj od rana do późnego wieczora Marina Delphia witała kolejne grupy zawodników powracających do portu po Bitwie o Gotland. Dziewiętnastu samotnych żeglarzy zakończyło już rywalizację, na trasie pozostają trzy jednostki. Do portu powróciły również wszystkie jachty osłonowe zabezpieczające trasę regat.

Wczorajszego wieczoru do portu dotarli Aleksandra Emche (Kosia III), za nią Andrzej Kopytko (True Delphia), który tym samym uzyskał kwalifikację do regat OSTAR. Potem o zachodzie słońca na metę wpłynął Zenon Jankowski (Oceanna). Już po zmroku, jako pierwszy z grupy małych jachtów pojawił się Fidoo, którego sternik Marcin Wroński robił, co mógł, żeby wrócić jak najszybciej, bo obiecał żonie, że zdąży na rocznicę ślubu – i słowa dotrzymał. Następny na mecie był Michał Weselak (Ocean 650), a tuż za nim Szymon Kuczyński (Atlantic Puffin). Ostatnim „gościem wieczoru” była witana na mecie przed północą, w blasku księżyca, Joanna Pajkowska (Vector Baltica). Dziś o godzinie 1300 w Marinie Delphia zacumował Maciej Muras (Delphia III).

07d_3601  07d_3776

 

Na wszystkich zawodników czekało powitanie na wodzie i ciepły posiłek w marinie. Paweł Biały (Zezowate Szczęście) i Rafał Skroński (Akademia Jachtingu VII) o godzinie 1500 znajdowały się na wysokości Helu, a ostatni, Tomasz Ładyko na Double Scotch miał do celu jeszcze 40 Mm.

Po dopłynięciu do portu powiedzieli:

Aleksandra Emche (Kosia III):

Aleksandra B. Emche

Aleksandra B. Emche

Wynik mógłby być lepszy ale jest OK. Gdybym utrzymała to, co udało mi się wypracować na początku i gdybym nie przespała jednego zwrotu przed znakiem kardynalnym nad Gotlandią, a potem gdybym nie wjechała w strefę ciszy, to by było lepiej. Ale jest dobrze, jestem zadowolona.

Jestem też zadowolona z jachtu – zdecydowałam się wypożyczyć jacht od prywatnego armatora i to się opłaciło. Nie miałam żadnych problemów technicznych, był dobrze przygotowany i zadbany, a w związku z tym ja również.

Ta edycja była na pewno trudna pod względem pogody. Warunki na wodzie były inne niż w prognozie, a pogoda była zmienna, bo strefy ciszy były nieprzewidywalne i tu wszystko zależało od szczęścia. Trzeba było myśleć strategicznie z dużym wyprzedzeniem.

Każdy rejs czegoś uczy nowego – trochę się zaangażowałam regatowo, nauczyłam się lepiej trymować jacht, na pewno mi się to przyda.

Sztorm nie jest wcale najgorszym, co może być – cisza jest bardziej frustrująca, bo nie możesz zrobić nic, po prostu stoisz i żadne zaklęcia tu nie pomogą. W sztormie przynajmniej walczysz, coś robisz. A jak stoisz to nic – tego najbardziej nie lubię, nie lubię ciszy, bo wtedy nie mogę nic zrobić.

Najfajniej było na początku, kiedy udało mi się wyprzedzić kilka jachtów, a potem halsówka pod brzegiem Gotlandii, robienie zwrotów na czas, pamiętanie o wszystkim, kiedy każda minuta jest na wagę złota – regatowa walka, żeby jak najwięcej wyciągnąć z łódki. Dało mi to w kość, ale to było w porządku, mam satysfakcję, że zrobiłam to, co miałam zrobić.”

Andrzej Kopytko (True Delphia):

Andrzej Kopytko

Andrzej Kopytko

Udało mi się zrealizować dwa najważniejsze cele – po pierwsze kwalifikację do regat OSTAR. Mam na liczniku 550 mil morskich, więc już koło platformy wiertniczej był sukces, droga do OSTAR otwarta. Po drugie – z pozytywnym wynikiem zaliczyłem test jachtu, wszystkie rozwiązania prądowe i elektroniczne, jakie na nim zamontowałem. Także mam za sobą trening siebie i jachtu. Nie byłem nastawiony tak bardzo na wynik, tylko chciałem sprawdzić, jak uda mi się wejść w rytm dłuższego rejsu. Założyłem, że skoro czeka na mnie Atlantyk, to po pięciu dniach nie mogę być zmęczony – to się udało. Jestem zadowolony. Trudnością w Bitwie jest to, że trzeba pilnować ruchu jachtów, który jest naprawdę spory.

Ja łódkę przygotowuje dwa lata, powoli wymieniam i testuje wszystko. Zdarza się, że jeszcze wychodzą jakieś drobiazgi. Ale mam teraz taki spokój psychiczny, że wszystko, co do tej pory zrobiłem, zdaje egzamin.

Warunki? To był maraton. Nastawiałem się na jakiś hardkor, a ta pogoda była bardziej męcząca niż sztorm …”

Michał Weselak (Ocean 650):

Michał Weselak

Michał Weselak

„Jakby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będę kończył Bitwę z flarą w ręku, na jachcie Mini i to tym, co nim Radek ocean przejechał to bym go wyśmiał. Ale cuda się zdarzają –  żeglowanie sprawia, że jesteśmy lepszymi człowiekami.(…)

Dla mnie szczytem ambicji jest to, że ukończyłem Bitwę – bo to jest trudny wyścig. To są regaty trudne psychicznie i fizycznie. Podobały mi się warunki – bardzo różna pogoda, która bardzo wkurzała. Ale jak już dopłynąłem – kurde, jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Z rzeczy łatwych nie ma co być dumnym. Fajnie było, że było drugie Mini, z którym mogłem się pościgać, że miałem przygotowaną łódkę w porównaniu z poprzednim startem. … fajny był księżyc … bo księżyc też ma znaczenie …. Fajne było powitanie na mecie – zawsze marzyłem o tym, żeby odpalić flarę, chociaż może powodu nie było. Zrealizowałem swoje założenie, żeby ukończyć te regaty. Robię to, co mogę, a wynik jest wypadkową moich błędów i pracy. Mówię sobie zawsze: „Staramy się, Michał, żeby było dobrze, żeby być z siebie zadowolonym.

07d_4738

Raz się wystraszyłem, kiedy w nocy przysnąłem w kokpicie. Budzę i nie wiem, gdzie jestem – noc, księżyc, trochę mgła, delikatny wiatr i mega zimno, gwiazdy … Dopiero po chwili do mnie dotarło – Mini, Bitwa – jest dobrze, wróciłem. (…)

Wszyscy bardzo poważnie potraktowali prośbę organizatorów, żeby mieć ze sobą kontakt i się komunikować. To się bardzo sprawdziło, dawało poczucie bezpieczeństwa – w pewnym sensie. Ono jest złudne, ale możesz sobie porozmawiać przez radio i to ma ogromne znaczenie.”

Szymon Kuczyński (Atlantic Puffin):

Szymon Kuczyński

Szymon Kuczyński

„Jechałem przez dobę bez prądu i autopilota, mogło by więc być trochę lepiej, a wyszło jak wyszło. Byłem zły na siebie – wiedziałem, że powinienem był sprawdzić przewody przed startem, ale pomyślałem, że kończy się sezon, zaraz wyjmuję jacht z wody, a wszystko działa i dobrze wygląda więc nie ma takiej potrzeby. Ale okazało się, że korozja zrobiła swoje. Nie zauważyłem, że akumulator słabo się ładuje, i w środę o 18 zostałem bez prądu, w najgorszym możliwym momencie, bo wtedy się zaczął pełny kurs. Dopóki żeglowałem na ostrym, kursie, to mogłem ustawić jacht samosterownie, ale na pełnym kursie ze spinakerem to niemożliwe. Potem udało mi się trochę naprawić, ale na tyle, że odzyskałem nawigację, ale nie autopilota, który potrzebuje sporo energii.

Wczoraj był super dzień – Puffin jak mocno wieje potrafi naprawdę zasuwać. Miałem średnią 7 węzłów, a prędkości w dłuższych okresach czasu nawet do 13, i to wcale nie przy zjeździe z fali. Piękna fala była tak naprawdę, łódka szła wspaniale, ślizgiem albo półślizgiem. Aż żałowałem, że nie wyciągnąłem jeszcze paru kilo przed startem, byłoby jeszcze lepiej. Spinakera zrzuciłem dopiero na zatoce. Ale nie mogłem odejść od steru ze względu na brak autopilota. Na metę wpływałem po ciemku w okularach przeciwsłonecznych bo nie miałem jak ich ściągnąć … w dodatku padło mi podświetlenie w GPS, a do środka też nie mogłem zejść. Wystarczyło, że się przesunąłem za sterem w stronę kabestanu, to od razu mnie wywoziło do wiatru.”

Tabela mety 2016

Jedenastu już w porcie

22 września 2016

Po czwartej dobie regat w porcie znajduje się już 11 zawodników, którzy powrócili ze zmagań z wiatrem, falą i własnymi słabościami. Wczoraj wieczorem na metę wpłynęło dwóch pierwszych  – Mirosław Zemke na Hobart i Jerzy Matuszak naDancing Queen. Różnica między nimi na mecie wynosiła godzinę i 45 minut. Trzeci na mecie był dziś rano Piotr Parzy (Hadron).

Od rana trwają powitania kolejnych żeglarzy powracających do Mariny Delphia w Górkach Zachodnich. Za Piotrem Parzy zameldował się Witek Nabożny (Dexxter), debiutujący w Bitwie w wyjątkowo udanym stylu, dalej Jacek Chabowski (Polled 2) i Ryszard Drzymalski (Konsal 2).

W kolejnej turze do portu około południa wpływali: Jacek Zieliński (Quick Livener), Marek Marcinkowski (Zena II), a za nimi, z różnicą zaledwie 3 min 30 sek na mecie Krzysztof Fojucik (Ofo) i Piotr Falk (BluesInA). Za nimi grupę zamykał Kuba Marjański naBusy Lizzy.

Kolejną grupę prowadzi Aleksandra Emche (Kosia III), która o godzinie 1400 miała do mety jeszcze 24 mile. Spodziewana jest około godziny 1800. Na morzu pozostaje jeszcze 12 jachtów.

Kto dostanie "blachę" z lewej - jeszcze nie wiadomo. Puchar delphia Challenge - z prawej - wygrywa Jerzy Matuszak. / Fot. M. Wilczek

Kto dostanie „blachę” z lewej – jeszcze nie wiadomo. Puchar Delphia Challenge – z prawej – wygrywa Jerzy Matuszak. / Fot. M. Wilczek

Ze względu na to, iż regaty odbywają się w systemie ORC, dokładne wyniki klas ORC (ORC 1 i ORC 2) zostaną podane po przeliczeniu. Wiadomo natomiast, że zwycięzcą klasy Open i zdobywcą pucharu Delphia Challenge 2016 został Jerzy Matuszak na (Dancing Queen). Jak komentuje sędzia główny regat, Tomasz Konnak, decydują dosłownie sekundy i ułamki mil morskich.

Tabela mety 2016

Po powrocie powiedzieli:

Piotr Parzy - Hadron. / Fot. M. Wilczek

Piotr Parzy – Hadron. / Fot. M. Wilczek

Piotr Parzy, Hadron:

Trochę jestem zmęczony, jechałem spinakerze pół dnia i całą nockę aż do do dzisiaj, na koniec mi jeszcze wpadł do wody. Zmęczony jestem, bo mało spałem (śmiech). Ale zadowolony, bo w czubie, co tam przeliczniki, satysfakcja, że z dużymi szybkimi łódkami się udało …

Najtrudniej na pewno było od Visby do znaku, bo było dużo wiatru i halsówa, to było wyczerpujące. Najfajniejsza jazda była oczywiście na kursie spinakerowym, ale po minięciu kardynałki musiałem trochę odpocząć. Widziałem zresztą, że wszyscy spali. Dopiero po nocy zacząłem jechać – postawiłem wszystkie żagle i bach do przodu. Ostatnią noc wcale nie spałem, bo jechałem na spinie. Doświadczenia z zeszłego roku bardzo się przydały –      postanowiłem siły zostawić na końcówkę, a nie szarpać się od początku, tylko dopiero na koniec cisnąć.”

Witek Nabożny - Dexxter. / Fot. M. Wilczek

Witek Nabożny – Dexxter. / Fot. M. Wilczek

Witek Nabożny, Dexxter:

Jestem zmęczony, ale szczęśliwy, nie wiem jak z przeliczeniem wyników, ale sama szansa na ORC 1 to coś wyjątkowego. Przed startem liczyłem na dobre miejsce w pierwszej piątce, więc każdy lepszy wynik jest powyżej moich oczekiwań. Natomiast miałem pewien techniczny problem, który rozwiązałem niedługo przed metą, a który znacznie ograniczał moją prędkość. Odkryłem go dzięki Jackowi Chabowskiemu, który mógł ze mną wygrać, ale tego nie zrobił. Otworzył mi się ok 1400 wczoraj ster strumieniowy i przez to traciłem dwa węzły w każdej godzinie … Miałem więc szansę być kilka godzin wcześniej. Kiedy nagle zwolniłem, zrzuciłem żagle, zacząłem szukać przyczyny, bo wiedziałem, że coś jest nie tak. Myślałem, że mam na kilu jakąś sieć czy cumę … byłem już tak sfrustrowany przed metą, że naprawdę … Jechałem z wiatrem, który miał 12 węzłów prędkości, a ja płynąłem 3. Musiało być coś nie tak. Ten jacht na samym takielunku szybko płynie. A nagle Jacek przez radio – „A ster strumieniowy masz podniesiony? Weź sprawdź …” Ja przełączam i słyszę, jak mechanizm go podnosi … I widzę, jak na liczniku prędkości przyspieszam i przyspieszam … 6 węzłów, 7 węzłów … Także była szansa na lepszy wynik, ale i tak jestem szczęśliwy, bo ten rejs to dla mnie sprawdzenie, co ja mogę, co łódka może … od niedawna jestem armatorem i mam jacht, dlatego to taki test … A Jackowi należy się moim zdaniem nagroda fair play.”

Jacek Zieliński - Quick Livener. / Fot. M. Wilczek

Jacek Zieliński – Quick Livener. / Fot. M. Wilczek

Jacek Zieliński, Quick Livener:

„Było kilka trudniejszych momentów, jak przy boi, 24 węzły wiatru i krótka męcząca fala, ale ogólnie warunki bardzo korzystne. Bardzo ciepło, suche, ciepłe noce – pierwszy raz na Bitwie taka pogoda. Walka wyrównana, cisze bardzo dużo decydowały – czyli jak zwykle Bałtyk rozdawał karty. Każdy miał coś dla siebie – wiało i mocno i lekko, każde warunki po trochu, bez sztormu ale trochę przywiewało. Atmosfera jak zwykle dobra, na radiu się wszyscy wspieraliśmy, a w ramach grup płynęliśmy od siebie w odległości 2-3 mil, więc się widzieliśmy.”

Jerzy Matuszak, DANCING QUEEN

21 września 2016

Dziś wieczorem, o godzinie 18:35:10, jako drugi z kolei na metę regat Bitwa o Gotland wpłynął jacht Dancing Queen prowadzony przez Jerzego Matuszaka, reprezentującego Wielkopolskę. To debiut tego zawodnika w Bitwie – wyjątkowo udany. Zajął drugie miejsce w czasie bezwzględnym, bez przeliczników, docierając do mety w czasie 3 dni, 4 godzin, 35 minut i 10 sekund od startu. Jednocześnie został zwycięzcą w klasie Open, a tym samym zdobywcą pucharu Delphia Challenge 2016.

14445771_1255116751221640_1337055770_n

Płynęło mi się bardzo dobrze” – mówił na mecie Jerzy Matuszak.  „Cały czas się z Hobartem kontrolowaliśmy. Raz on – raz ja. Jak był słabszy wiatr, to on. Jak silniejszy – ja. Przy Gotlandii była cisza, w jednym miejscu staliśmy chyba ze dwie godziny. Potem się ruszyło i można było popłynąć w kierunku tej zwrotnej kardynałki, a tam już się dobrze rozwiało. On wtedy nabrał przewagi, bo ja musiałem jeszcze zrobić zwrot. Potem poszliśmy każdy swoją drogą. Spotkaliśmy się przy Helu, gdzie on rzeźbił, a ja potem też kląłem, bo wiatr stanął po deszczu zupełnie, a ja myślałem, że do mety nie dopłynę. Ale sobie pomachaliśmy.”

Dancing Queen od startu ścigał się z najbliższym rywalem, Hobartem, który po minięciu boi zwrotnej i postawieniu spinakera, wygrał wyścig. Żeglujący na Hobarcie Mirosław Zemke przyznał, że bez spinakera nie miałby szans na zwycięstwo z większym i świetnie żeglującym przeciwnikiem. Hobart wypłynął z portu na linię mety, którą przekroczył kilka godzin wcześniej, aby godnie przywitać Dancing.

Najbardziej mi się podobało wczoraj w nocy” – opowiadał Matuszak. „Dobrze wiało, ale ja się nie zarefowałem, tylko nacierałem. Bardzo jestem z jachtu zadowolony, bo autopilot jechał równo. Musiałem mu zaufać, nie miałem wyjścia. Swoje zrobił. Oczywiście jak człowiek steruje, to jest precyzyjniejszy, ale czasami trzeba zejść pod pokład. Nie jestem bardzo zmęczony – w nocy kładłem sobie koc w kokpicie, nastawiałem budzik na 20 minut i spałem takimi kawałkami, czasem budziłem się wcześniej.

Jerzy Matuszak

Jerzy Matuszak

Jerzy Matuszak poświęca żeglarstwu każdą wolną chwilę. Ma za sobą wiele rejsów w tym m.in. wokół przylądka Horn, na Antarktydę i w regatach Sydney-Hobart na jachcie Selma Expedition. Samotne żeglowanie daje mu dużo satysfakcji i dlatego chciałby poświęcać mu coraz więcej czasu. Zwycięzca m.in. Pucharu Bałtyku Południowego w klasie OPEN w 2015 roku, Polonez Cup 2015 w klasie Open Double Handed i Polonez Cup 2016 w Open Single Handed.

Dancing Queen (Dehler 46) to jacht zaprojektowany przez biuro projektowe Judel/Vrolijk&Co i wyprodukowany w stoczni Hanse. Pływa po Bałtyku od 2015 roku.

Mirosław Zemke, jacht HOBART – pierwsi na mecie!

Dziś po południu, o godzinie 16:50:08, linię mety regat Bitwa o Gotland jako pierwszy przekroczył jacht Hobart prowadzony przez Mirosława Zemke, reprezentującego województwo warmińsko-mazurskie. Tym samym wygrał on regaty w czasie bezwzględnym, bez przeliczników, docierając do mety w czasie 3 dni, 4 godzin, 50 minut i 8 sekund od startu.

Mirosław Zemke  14429328_1255007067899275_347316463_n

Hobart prowadził pewnie od startu do mety, ścigając się po drodze z większą od siebie Dancing Queen. Liderzy przez ponad trzy doby rywalizowali wyłącznie ze sobą w wyścigu dwóch jachtów tego samego typu, ale różnej wielkości (Dehler 41 i Dehler 46).

Mógłbym jechać dalej na następny kawałek” – powiedział po przekroczeniu mety zmęczony, ale szczęśliwy żeglarz. „Pogoda okazała się fajna, jacht wspaniały, a ja dałem radę” – dodał.

O tym, czy Hobart wygra kategorię ORC, zadecydują przeliczniki. Jednak nic nie odbierze mu satysfakcji i pierwszeństwa na mecie.

tomasz_konnak_sedzia_glowny_regat_fot_m_wilczekTak naprawdę do ostatniej chwili nie wiemy, kto wygra” – komentuje sędzia główny regat, Tomasz Konnak. „Na tym polega urok metody przeliczeniowej ORC” – dodaje. „Sternik Hobarta podjął bardzo duże ryzyko, wpisując do świadectwa jachtu żagle dodatkowe, czyli w jego wypadku spinakery. Przez to miał gorszy przelicznik, a spinakerów mógł użyć lub nie – wszystko zależało od warunków. Postąpił więc nierozsądnie, ale bardzo mu się to opłaciło – decyzja strategiczna podjęta jeszcze przed startem zadecydowała o wyniku.”

Kwestię spinakera na pokładzie Hobarta tak wyjaśnia Mirosław Zemke:

Pięć lat pływam na tym jachcie i zawsze mam ze sobą spinakera. To jak mogłem na taki rejs go nie zabrać? (śmiech) Gdybym go nie wziął, plułbym sobie w brodę na pewno. A gdyby nie był potrzebny – no trudno, taki los. Mój spinaker ma 120 m2. Jak pływamy z załogą, w sześciu, ośmiu czy dziesięciu, to mamy co robić. Można sobie wyobrazić, co się dzieje, kiedy płynę sam, a wiatr jest kapryśny … Prognozy tego nie przewidziały, ale w pewnym momencie, kiedy płynąłem na spinakerze, miałem 24 węzły wiatru. Na środku Bałtyku naprawdę dawało równo, tak samo jak na północnej boi, ale zdarzały się też cisze wyrównujące oczywiście … Taki los, jak się jedzie trzy dni to ma się wszystko po drodze …”

Jerzy Matuszak ma do celu jeszcze 10 mil i spodziewany jest na mecie dzisiaj wieczorem.